Historie opowiadane przez sportowców-amatorów mają w sobie tę specjalną moc, że chce się je poznawać. Łatwiej nam utożsamić się z kimś „takim jak my”, niż z bohaterami nagłówków serwisów sportowych. Dlatego czytając historie osób, które ukończyły Lotto Challenge Gdańsk na dystansie średnim z pewnością wielokrotnie z aprobatą pokiwasz głową myśląc „dokładnie! też to znam”! Natomiast jeśli samemu nie przyszło Ci nigdy stanąć na starcie triathlonowej imprezy, dowiesz się jak to wygląda z perspektywy osoby, która podobnie jak Ty, pracuje, ma rodzinę i życie prywatne, a jednocześnie znajduje wystarczająco czasu, żeby realizować swoją sportową pasję.
Elżbieta Pohl-Duczmal (kategoria K50, branża hotelarska): Triathlon jest już moim sposobem na życie. Trening, dieta – nie umiem już inaczej. W moim przypadku triathlon był potwierdzeniem tego, że marzenia są po to, aby je realizować. Cztery lata temu byłam bardzo poważnie chora, ale powiedziałam sobie, że nie poddam się i zrobię wszystko, żeby wrócić do sportu, który w moim życiu był zawsze. Kiedy zaczynasz trenować, kiedy zaczynasz startować na krótkich dystansach, to w twojej głowie samoczynnie pojawia się chęć przełamania własnych słabości. Dla mnie dystans średni jeszcze dwa miesiące temu był marzeniem nie do spełnienia, a dziś, kiedy już to zrobiłam, możesz sobie tylko wyobrazić co czuję. Jestem przeszczęśliwa. Wygospodarowanie czasu na trening to kwestia logistyki i umiejętności ułożenia sobie dnia, ale i priorytetów. Ja na przykład nie chodzę na imprezy (śmiech).
Mariusz Kaczmarek (kategoria M60, pracownik administracyjno-biurowy): Jeszcze 10 lat temu ważyłem 120 kilogramów (na oko Pan Mariusz waży aktualnie ok. 40 kg mniej – przypis) . Gdy kończyłem 50 lat, postanowiłem coś ze sobą zrobić. A ponieważ samo bieganie mi nie pasowało, zacząłem bawić się w triathlon. I tak się bawię do dzisiaj. Uważam, że to fajna rzecz, którą można robić dla siebie, dla przyjemności i dla zdrowia. I to jest dla mnie najważniejsze. Organizacja czasu pracy jest ważna, wszystko da się zrobić, jeśli jest chęć. Ja jestem w o tyle lepszej sytuacji, że już nie mam małych dzieci. W tygodniu to wcale nie jest dużo czasu do zagospodarowania, bo znaleźć z godzinkę-dwie to nie jest problem, „gorzej” jest w weekend, kiedy ten pan (tutaj pan Mariusz wskazuje Jakuba Czaję – trenera triathlonu – przypis) zadaje mi i po 4-5 godzin treningu. Ja dzięki triathlonowi dobrze się czuję, poznaję super ludzi i świetnie się bawię.
Natalia Likus (kategoria K25, pracowniczka korporacyjna) : Po co ten wysiłek? Sama się w tej chwili zastanawiam (śmiech)! Tak naprawdę mój cel, to zrobienie pełnego dystansu, więc mój pomysł jest taki, żeby co rok wydłużać dystans. Dwa lata temu skończyłam sprint, w zeszłym roku „Olimpijkę”, a dziś po raz pierwszy ukończyłam dystans średni. Robię to dla samej siebie, dla przekraczania własnych granic. Dla treningów trzeba z czegoś zrezygnować, ułożyć tak dzień, że czasem trzeba wcześniej wstać, albo po pracy zmusić się, żeby wyjść pobiegać, popływać czy na rower. Wszystko da się zrobić, potrzebna jest tylko dyscyplina. To kwestia wyborów: czy chcemy ustalać sobie cele i przełamywać własne bariery, czy na przykład przeimprezować cały wieczór. Myślę, że triathlon buduje osobowość. Wzbogaca żucie.
Łukasz Zaczek (kategoria M40, kierownik robót elektrycznych): Mnie motywowało to, że gdy kończyłem 40 lat, większość z tego czasu przesiedziałem na przysłowiowej kanapie. Postanowiłem to zmienić i spróbować swoich sił w triathlonie. Trenuję już trzy lata i wkręciłem się w to. Czasu jest zawsze za mało, ale jeśli się chce, to te jednostki treningowe zawsze w ciągu dnia uda się zmieścić. Na przykład rano basen, a po pracy bieg i rower. Myślę, że na poziomie amatorskim każdy da radę to jakoś pogodzić. Triathlon na pewno poprawia kondycję, pewność siebie i samopoczucie. Wzbogaca. Na zawody można podróżować po Polsce i świecie. Z drugiej strony rodzina może czasem na to krzywo patrzeć, bo ten czas, który mógłbyś poświęcić bliskim, wykorzystuję na trening.
Grzegorz Bereda (kategoria M40, lekarz): Dla mnie to była przygoda, zwieńczenie długiego okresu przygotowań, w ogóle startowałem dziś w triathlonie po raz pierwszy. Jestem z siebie bardzo zadowolony, że udało mi się spełnić swoje założenia. Myślę, że każdy ma swoje powody, dla których trenuje triathlon. W moim przypadku treningi były świetnym sposobem na to, żeby oderwać się od swoich kłopotów. Można powiedzieć, że triathlon tak naprawdę uratował mi ostatni rok. Właśnie dlatego, że start był dla mnie takim celem, który mnie mobilizował do tego, żeby się ruszać, a ten ruch z kolei dawał mi spokój w głowie, a naprawdę bardzo go potrzebowałem. Triathlon na pewno każdemu daje ogromną satysfakcję. Wydaje mi się, że ktoś czasem może przesadzić z treningami, jeśli ciało odmawia posłuszeństwa, a ambicja nie pozwala odpuścić, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś do tego podchodzi z głową, to nie powinno być problemu. A że zabiera dużo czasu? I tak trzeba się ruszać, żeby zachować sprawność i zdrowie, więc sądzę, że przy odpowiedniej organizacji i motywacji każdy jest w stanie ułożyć sobie odpowiednio harmonogram dnia.
Karolina Filipkowska (kategoria K35, prezenterka telewizyjna): Te łzy na mecie były chyba najlepszym dowodem na to, że było warto. Emocje puściły. Płakałam też jadąc na start (śmiech). Bojąc się tego startu i powtarzając sobie „Karola, w co ty się najlepszego wpakowałaś po raz kolejny?”. Ale wierzyłam w to i wizualizowałam sobie cały czas, jak już dobiegnę do mety. Podczas tego startu nie brakowało momentów załamania, ale kibice i trenerzy bardzo pomagali. Podchodziłam do startu zachowując pełen respekt do dystansu, znając swoje siły, nie próbując się z nikim ścigać, tylko robić swoją robotę tak, jak to zazwyczaj było na treningu. Za mną pół roku ciężkiej pracy, która wymagała wielu wyrzeczeń. Uważam, że jak się chce, to czas zawsze uda się wygospodarować. Chciałam tu wystartować na tym najdłuższym dystansie, więc to wymagało dużo treningu, należało mądrze do tego podejść, na tyle, żeby ukończyć cały start. Sądzę, że summa summarum triathlon dał mi bardzo dużo, na podsumowanie co prawda przyjdzie jeszcze czas, ale na pewno jestem przeszczęśliwa. Poza tym, że na pewno wiele zyskałam pod względem fizycznym, bo zmiany są ogromne, to jeszcze mental urósł niesamowicie i na tą chwilę uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych!
Marek Gorzkowski (kategoria M30, analityk biznesowy): Bardzo lubię rywalizację, w dodatku to jest dla mnie taki start przygotowawczy, treningowy, bo w sierpniu w Kalmar zamierzam wystartować na pełnym dystansie. Jest to też takie sprawdzenie samego siebie, chciałem zobaczyć, czy w rok jestem w stanie przygotować się do pełnego dystansu. Uwielbiam Trójmiasto, zawsze chętnie tu przyjeżdżam, lubię tu pływać, jeździć i biegać, więc ten klimat zachęcił mnie, żeby to właśnie tutaj, w taki sposób spędzić niedzielne przedpołudnie. Trzeba być dobrze zorganizowanym. Lepiej wcześniej chodzić spać, niż późno (śmiech), to też bardzo pomaga, no i warto ograniczyć, że tak powiem, hulaszczy tryb życia. Oczywiście należy zachować umiar, ale wydaje mi się, że wyjdzie na zdrowie i to podwójnie. Bo treningi dodają takiego powera, dają lepszą kondycję. Polecam każdemu. Myślę, że ta satysfakcja jest warta tych godzin treningów i przebytych kilometrów.
Na koniec spytaliśmy trenera trójki wymienionych powyżej zawodników, a także wielu innych finisherów Lotto Challenge Gdańsk o specyfikę przygotowań amatorów do triathlonowych imprez oraz o ich cele i motywacje.
Jakub Czaja (trener triathlonu): Zawodników mam różnych, od takich, którzy debiutują na danym dystansie, tak jak dziś na przykład Karolina (Filipkowska – przypis) czy Ela (Pohl-Duczmal – przypis), po takich, którzy wygrywają swoje kategorie wiekowe czy wręcz klasyfikacje generalne całych zawodów. To jest bardzo szerokie spektrum, ale nie koncentruję się na konkretnej grupie, bo trener swój warsztat rozwija poprzez współpracę z różnymi zawodnikami, nie tylko z tymi najlepszymi. Mi zawsze satysfakcję daje, gdy zawodnik w zdrowiu, z uśmiechem na ustach przekracza linię mety. Większość moich podopiecznych po prostu chce być zdrowa, bo ile można po pracy przełączać kanały na pilocie i patrzyć się w telewizor? Wielu ludzi ma taką zajawkę sportową, a takie osoby jak ja pomagają im to zrobić skutecznie i zdrowo. W przypadku amatorów największe jest wyzwanie logistyczno-zawodowo-rodzinne. Żeby odpowiednio im poradzić, należy wejść nieco w ich życie rodzinne, zorientować się, jak wygląda ich dzień i jakie realnie mają możliwości wykonywania aktywności, ile razy w tygodniu mogą trenować. Dla niektórych jest to 4-5 jednostek, dla innych – 7-8. Zależy, jak mocno jest ktoś zajawiony i jakie ma możliwości. Moim zadaniem jest poukładanie tych wszystkich klocków tak, żeby powstał z tego zamek (śmiech). Różne są też motywacje, bo dla jednych sukcesem jest ukończenie startu, a inni przyjeżdżają się tu po prostu ścigać o zwycięstwo. W życiu trzeba mieć jakąś pasję: jedni wędkują, inni chodzą na grzyby do lasu, a inni uprawiają triathlon. Co kto lubi. Ile czasu należy poświęcić, żeby średnio aktywny amator mógł ukończyć, powiedzmy, dystans olimpijski? Sądzę, że to takie pół roku pracy, 5-6 jednostek treningowych w tygodniu. Najlepiej, żeby to było po 1-2 treningi pływania, roweru czy biegania w tygodniu. Zazwyczaj już po miesiącu czy dwóch widać, ile taka osoba może poświęcić na to czasu, żeby z jednej strony było to efektywne, a z drugiej żeby taka osoba mogła normalnie funkcjonować w życiu zawodowo-rodzinnym.
fot. Bartłomiej Zborowski